Świątynie w dżungli

Po porannych ablucjach w morzu poszliśmy na śniadanie do knajpki Drench Bakery naprzeciwko Coconut tree. Nazwa może jednak zmylić, podają tam świetną kuchnię wietnamską i mają też specjalną kartę z lokalnymi daniami. Miejscówka też korzystna cenowo. Polecamy shake'i owocowe. Pychota!

W okolicy Hoi An znajduje się wpisany na listę Unesco zespół świątyń hinduistycznych Czamów z okresu VIII-XV w. Mimo że oddalone o blisko 45km od Hoi An to wsiedliśmy na skuter i pomknęliśmy w kierunku świątyń. Przydało się już doświadczenie z wcześniejszych dni, bo przejeżdżaliśmy przez liczne wioski i miasteczka, więc przyzwyczajeni już byliśmy do licznych skuterów, aut i innych przeszkód na drogach. Najgorsze są ciężarówki ich klaksony. A właśnie, bo klakson służy nie tylko do oznajmienia sytuacji niebezpiecznej. Klakson może oznaczać także: Uwaga jadę, Zejdź mi z drogi, Cześć, Podwieźć Cię?, Spierdalaj, Jestem Panem tej szosy niech nikt mi nie zajeżdża drogi, Skręcam, itp. itd. I tak każdy. A ciężarówki należą do klasy panów, więc trzeba im zjeżdżać z drogi.

My Son to głównie ruina, niektóre świątynie zostały niemal doszczętnie zniszczone przez amerykańskie bombardowania, gdyż Wietkong miał tu swoją bazę. Mimo wszystko cały kompleks warto zwiedzić. Część świątyń przetrwała, kilka odbudowano, część odrestaurowano. Ciekawostką jest, że od 1981 roku przez wiele lat prace konserwatorskie prowadził tu lubelski PKZ pod kierownictwem Kazimierza Kwiatkowskiego. W muzeum napisano, że kochał Wietnam i tu umarł w 1997r.

Wynajem dobrego skutera - 120k vnd
Pełen bak skutera - 55k vnd
Wstęp do My Son - 150k vnd
Puszka coli w barze przy My Son - 15k vnd

Zdjęcia (2)

Komentarze (0)